Nie jest to też kolejny głos w dyskusji z cyklu – czy pies myśli; myślę (ja myślę), że w tej sprawie nie ma już wątpliwości – psy przetwarzają ze swoistym zrozumieniem informacje, a więc myślą. A jeżeli tak, to te informacje można z nimi wymieniać czyli możliwa jest z nimi wzajemna komunikacja.
Chodzi mi o to, czy pies może do przekazywania informacji korzystać ze swojego głosu i to w ten sposób, że poszczególne elementy takiej wypowiedzi mają stałe (względnie stałe) znaczenie i postać – jak wyrazy…
Jakie mam prawo wypowiadać się na ten temat? – nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. Przekazuję jedynie wyniki mojej obserwacji. Jako tzw. „Pan psa”, przebywający z nim dużo czasu. A jeżeli chodzi o specjalistów, to właśnie bardzo chętnie poznałbym ich opinie o zaobserwowanych przeze mnie faktach.
Wszyscy, obcujący z psami, znamy różne pomruki, popiskiwania, którymi psy wyrażają swoje nastroje. Są one dość podobne do ludzkich i dlatego raczej bez problemu mogą być przez nas zrozumiane – szybko możemy się zorientować, co oznaczają, co nasz pies ma na myśli. Przypuszczam zresztą, że są one wspólne większości– powiedzmy – tych wyższych ssaków. Są one jednak oparte (jak mi się wydaje) na wspólnej ssakom – instynktownej bazie dźwięków – obrazów emocji – i dlatego mają raczej charakter tworzonych właśnie „instynktownie” swobodnych ekspresji. Trudno mi by było przypisać konkretną stałą postać i skonkretyzowaną stałą treść. Dlatego nie nazwałbym ich wyrazami czy składnikami mowy.
Pies jest pochodzenia wilczego i jego gatunek do komunikowania się wykorzystuje – jak wilk – wycie. Oczywiście to psie komunikacyjne wycie jest – w porównaniu z tym wilczym – jakby zminiaturyzowane i raczej przypomina ziewanie. W ten sposób nasz pies wygłasza komunikaty (np. „jestem gotowy do spaceru”), co nie jest niczym dziwnym – zważywszy wyżej wspomnianą – sprawę wyrażania nastrojów poprzez pomruki, popiskiwania i temu podobne dźwięki. Wśród tych komunikatów zauważyłem w pewnym momencie coś, co uznałem za niezwykłe. Co wprowadziło mnie po prostu w szok – nasz pies nadał nam (swoim domownikom) imiona. Kiedy ma wyjść na spacer ze mną (mężczyzną), „ziewa niżej – „uuau”, a kiedy z Panią – co zresztą jest dla niego dużo ważniejsze – „ziewa wyżej – jjiai”. Imię otrzymała też teściowa. W tym wypadku jednak nie chodziło o wyjście na spacer, lecz o przyjście do nas, teściowa przynosi mu często coś dobrego. To imię (dla niego starszej kobiety) brzmiało podobnie do mojego, trochę niżej, ale doszła wibracja, coś jakby – „uuru”. Z imieniem syna miał jednak – najwidoczniej problemy – zmieniało się. Najczęściej jednak brzmiało tak, że było dwuczęściowe – początek z mojego, a koniec – z żony, albo coś podobnego.
Imiona te nasz pies stosuje w różnych sytuacjach, co dowodzi, że nie są prostym skojarzeniem z okolicznościami, ale że oznaczają osoby. Kiedy na przykład wracamy do domu, pies – swoim stałym zwyczajem – podchodzi (czy podbiega) do drzwi, kładzie się ze skrzyżowanymi łapami i czeka. Przedtem jednak – słysząc głos domofonu – „woła” imię tego, kogo akurat się spodziewa, jeżeli brakuje w mieszkaniu żony, to „ziewa” wyżej (jjiaj) – właśnie imię jego pani; trzeba tu dodać, że my domownicy wprowadzamy kod, którego obcy nie znają, dźwięk jest więc inny, dla niego rozpoznawalny. W wypadku pozostałych osób jest podobnie.
Ale imiona dostali jednak tylko członkowie naszej rodziny, tylko ci, którzy należą do stada (własnego stada); inni nie są najwidoczniej – w oczach psa – ich godni. Imiona spoza „stada” zna on też – imiona ludzi innych psów…. (rozumie – przykładowo, kiedy mówimy – idziemy do Atosa – psa sąsiadów), tym nie mniej własną nomenklaturową twórczość ogranicza do swoich; a może jest tak, że zdając sobie sprawę z ograniczonych własnych możliwości w zakresie głosowej ekspresji, pomija obcych.
Ogólnie wydaje się, iż pies rozumie samą ideę posługiwania się mową – oto na przykład po powrocie ze spaceru często siadamy przed Panią lub synem i opowiadamy o wydarzeniach, które nam się przytrafiły. Mówię – suczki były, albo był groźny pies i warczał… a on „ilustruje” (a raczej tylko podkreśla swoim zachowaniem: kładzie się brzuchem do góry, przebiera łapami, powarkuje…)
Opisane obserwacje odnoszą się do stanu przed mniej więcej roku. Dziś sytuacja wygląda inaczej – nasz pies imion rzadko używa, uznał je pewnie za mało przydatne i obecnie te praktykę zarzucił (no cóż – ekonomia jest także i u psów imperatywem). Myślę, że może jeszcze kiedyś do tego wróci. W każdym razie pokazał, że pies takie możliwości ma.
Nie uważam wcale, że te „lingwistyczne” zdolności mojego psa są czymś niezwykłym. Przeciwnie, jestem przekonany, że każdy pies takie zdolności ma, chodzi tylko o to, jak są traktowane.