
„Oto Bruno, berneński pies pasterski, trzylatek.
Do dzisiaj.
Bo już go nie ma!
Dlaczego?
Bo jego pan, facet, którego od wielu lat szczerze podziwiam, kupił kawałek ziemi we wsi, z której sam nie pochodzi i żyje w szczęśliwym związku – choć niesakramentalnym – z pochodzącą z tejże ziemi kobietą, dla której to kobiety i jej dzieci zbudował piękny dom.
Bo jest wykształconym człowiekiem, który z racji wykonywanego zawodu, zatrudnia ludzi z okolicy, z której sam nie pochodzi, i podejmuje decyzje dotyczące ludzi z okolicy, z której sam nie pochodzi.
Bo jest człowiekiem skromnym, ale jak na standardy okolicy, z której sam nie pochodzi – zbyt zamożnym.
Czyż nie są to wystarczająco ważne powody, by otruć psa?” – zapytał prowokacyjnie na swoim profilu na Facebooku poruszony tym zdarzeniem sąsiad rodziny Bruna.
W tej okolicy to nie pierwszy taki wypadek. Kiedyś podobny los spotkał mieszańca w typie owczarka niemieckiego. Sprawcy nie wykryto. A i Bruno już raz cierpiał. Wtedy był rocznym psim podrostkiem i zdarzało mu się wybierać na samodzielne przechadzki. Jedna z takich eskapad skończyła się dla niego tragicznie. Bruno wrócił do domu cały zakrwawiony, bo ktoś pociął go nożem. Zrobiono to w taki sposób, aby nie zabić, tylko zadać czworonogowi cierpienie. Wtedy, po długotrwałym leczeniu ran, wyszedł z tego. Tym razem już nie miał tyle szczęścia… PK