Różaniec za psa

author-avatar.svg

psy.pl

Ten tekst przeczytasz w 5 minut

Podczas długiej i krwawej wojny w Wietnamie psy uratowały życie10 tys. amerykańskich żołnierzy

fot. Shutterstock

Paul i Suzie
Jedną z nierozłącznych par, których przyjaźń hartowała się w Wietnamie, stanowili 19-letni wówczas Paul Morgan i suczka owczarka niemieckiego Suzie.
Morgan trafił do Wietnamu w 1965 r. jako członek elitarnej jednostki „zielone berety” i wcale nie miał walczyć z psem u boku. Spotkał jednak kiedyś księdza z czworonogiem i zaproponował mu w zamian za niego służbowy pistolet i różaniec. Dobił targu, suczka trafiła w jego ręce i wkrótce stała się pomocnym partnerem. Podczas jednej z akcji oboje zbliżali się do pozycji nieprzyjaciela. Huk wystrzałów nie przerażał Suzie – bez wahania podążała z Paulem. Niespodziewanie zaczęła jednak głośno szczekać na stojącego nieopodal człowieka w amerykańskim mundurze. W ostatniej chwili Morgan rozpoznał w nim przebranego partyzanta Wietkongu (tak Amerykanie nazywali partyzantów Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu) próbującego rzucić w ich stronę odbezpieczony granat. Amerykański żołnierz zdążył oddać strzał. Eksplozja zabiła napastnika i wietnamskiego oficera. Morgan i Suzie nie odnieśli obrażeń. Niestety gdy Morgana odesłano do kraju, nie wolno mu było zabrać z sobą zwierzaka, który uratował mu życie. Podczas dramatycznego pożegnania Suzie wyła i próbowała wskoczyć do auta. Komandos płakał i wpinał w psią obrożę medal i naszywkę piechura. To doświadczenie wpłynęło na resztę życia Paula – poświęcił się szkoleniu psów i napisał książkę o psich drużynach w Wietnamie.

Porzucony przyjaciel
W marcu 1967 r. John Burnam wyjechał do Wietnamu, gdzie został przydzielony do pododdziału psich zwiadowców. Wiązało się to z dużym ryzykiem, bo wymagało poruszania się na przedzie patrolu. W maju Burnam i jego owczarek niemiecki Timber wpadli w zasadzkę podczas przeprowadzania rozpoznania. Choć nie odnieśli ran, pies nie był psychicznie zdolny do dalszej służby.
Nowym partnerem Burnama został łagodny owczarek Clipper. Podczas jednego z patroli pies dał sygnał, że w pobliżu kryje się nieprzyjaciel, jednak jego ostrzeżenie zignorowano. Doszło do gwałtownej wymiany ognia. Otoczony przez partyzantów Wietkongu Burnam padł na ziemię, udając zabitego. Pies szybko zrozumiał intencje żołnierza i ległszy przy nim, nawet nie drgnął. W ten sposób doczekali przybycia posiłków. Clipper jeszcze wielokrotnie zasłużył się podczas patroli. Wykrywał przykryte liśćmi doły czy powieszone na drzewie granaty.
Burnam podobnie jak Morgan, opuszczając Wietnam, nie mógł zabrać z sobą psa. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych zaangażował się w walkę o oficjalne uznanie poświęcenia czworonogów w Wietnamie i rozpoczął zbiórkę pieniędzy na budowę pomnika. – W Ameryce jest wiele rodzin, które doczekały się wnuków tylko dlatego, że w Wietnamie służyły psy – mówi Burnam.

Szczęściarz Nemo
Bodaj najsłynniejszym czworonogiem, któremu przyszło walczyć w Wietnamie, był owczarek niemiecki Nemo. Jako pies wartowniczy trafił w 1966 r. do bazy lotniczej Tan Son Nhut, gdzie znalazł się pod opieką lotnika Roberta Thorneburga. W grudniu bazę zaatakował oddział Wietkongu. Rozmieszczone na obrzeżach psie drużyny natychmiast ostrzegły przed zbliżającym się zagrożeniem. W potyczce zginęły trzy psy: Rebel, Cubby i Toby.
Atak został odparty, ale nikt nie zauważył, że przeciwnik ukrył się na pobliskim cmentarzu. Podczas wieczornego patrolu nieświadomy zagrożenia duet Thorneburg – Nemo wszedł niemal pod lufy partyzantów.
Gdy Nemo szczekaniem ostrzegł żołnierza, ten spuścił go ze smyczy i zaczął się ostrzeliwać. Nemo błyskawicznie ruszył w stronę wrogich stanowisk, jednak pocisk wroga trafił go w oko. Ranny został też Thonenburg. Mimo ciężkich obrażeń pies rzucił się na wroga, dając żołnierzowi cenny czas na wezwanie wsparcia przez radiostację. Gdy strzelanina ustała, Nemo podczołgał się do opiekuna i wtulił się w jego krwawiące ramię.
Nemo przeżył, choć stracił oko. Powrócił do służby wartowniczej, jednak przedłużająca się rehabilitacja sprawiła, że odesłano go na emeryturę. Szczęście Nemo było podwójne – nie tylko nie zginął z rąk żołnierzy Wietkongu, ale też wrócił do Stanów Zjednoczonych. Pentagon postanowił wykorzystać bohatera do celów propagandowych. Nemo wielokrotnie pojawiał się w gazetach i telewizji, a jego obecność miała zachęcać do oddawania psów na cele wojenne. Zmarł w bazie lotniczej Lackland w grudniu 1972 r. w wieku 11 lat.

Bez podziękowań
Łącznie w walkach w Wietnamie, Laosie i Kambodży zginęło 500 psów i 263 ich opiekunów. Tę tragedię pogłębiło jeszcze to, co stało się po zakończeniu działań wojennych. O ile po II wojnie światowej większość amerykańskich psów wróciła do swych rodzin, te służące w Wietnamie miały dużo mniej szczęścia. Żaden z nich nie wiódł już cywilnego życia, a tylko garstka mogła dalej służyć w Stanach Zjednoczonych. Dowódcy wojskowi nie godzili się na ich powrót do kraju, obawiając się azjatyckich chorób. Nie liczyły się ani względy humanitarne, ani prośby żołnierzy. – Zdaniem dowódców pies był elementem wyposażenia żołnierza – mówi Larry Gandy, opiekun psa wartownika w Wietnamie – nie znaczył więcej niż plecak czy karabin.
Żołnierze nie potrafili się z tym pogodzić. – Te psy za swoją pracę chciały tylko jednej zapłaty: miejsca przy naszej nodze i podrapania za uszami – mówi emerytowany opiekun z Wietnamu Stan Eriksen. – Więcej niż pan i sługa, więcej niż bracia, byliśmy jednym ciałem i jedną duszą – wspomina Charlie Cargo, który walczył z psem Wolfem. Nigdy nie zapomni wyrazu smutku w oczach czworonoga, gdy go opuszczał. Wolf miał jednak niebywałe szczęście, bo znalazł się w grupie 200 psów, które wróciły do kraju i należał do nielicznych, których nie uśpiono.
Niektórzy żołnierze przedłużali służbę w Wietnamie, byle tylko dalej być ze swym psem. Inni łamali regulamin, aby nie awansować i zostać w jednostce. – Mogli zapomnieć imię kolegi, z którym walczyli, ale na pewno nie imię psa, z którym pracowali – przekonuje Michael Lemish, historyk zajmujący się losami czworonogów w Wietnamie. Po wojnie robili wszystko, aby przekazać społeczeństwu wiedzę o tamtych wydarzeniach i niezwykłym psim oddaniu. Powołano liczne stowarzyszenia i fundacje, wspierano budowę pomników. Wielu weteranów nosi na ręku przerobione obroże – jedyne pamiątki po swych psich partnerach.
Pozostawione w Azji psy zostały przekazane Wietnamczykom. Niestety często kończyły na ich stołach. Nieliczne uciekły i do końca swych dni błąkały się po dżungli. Wszystkie jednak żyją do dzisiaj we wspomnieniach żołnierzy.

Pierwsza publikacja: 25.04.2022

Podziel się tym artykułem:

author-avatar.svg
psy.pl

Psy.pl to portalu tworzony przez specjalistów, ekspertów ale przede wszystkim przez miłośników zwierząt.

Zobacz powiązane artykuły

Wywęszyć chorobę: psy potrafią wyczuć Parkinsona!

Ten tekst przeczytasz w 4 minuty

Psy nie bez powodu nazywane są najlepszymi przyjaciółmi człowieka. Wyróżniają się niezwykłą inteligencją, odwagą i lojalnością. Są wiernymi towarzyszami i obrońcami. Wiele z nich wykazuje również niezwykłe umiejętności oraz imponujące talenty – często bardzo istotne dla naszego zdrowia. 

psy wyczuwają chorobę Parkinsona

undefined

Narząd Jacobsona u psów – dlaczego jest taki ważny?

Ten tekst przeczytasz w 2 minuty

Narząd Jacobsona, zwany też narządem lemieszowo-nosowym znajduje się wewnątrz jamy nosowej psa, po obu stronach przegrody. Nie do końca odpowiada jednak za węch, czyli jeden z najważniejszych zmysłów czworonogów. Jak działa? Sprawdźmy!

narząd jacobsona u psa

undefined

Dlaczego pies kręci się w kółko, zanim się położy lub zrobi kupę?

Ten tekst przeczytasz w 2 minuty

Jaki sens mają kółka, które pies robi, zanim się położy albo załatwi? Czy faktycznie mają coś ułatwiać, czy po prostu są elementem... rytuału? Sprawdźmy, jaka tajemnica kryje się za psim kręceniem się w kółko w tych sytuacjach.

dlaczego pies kręci się w kółko

undefined

null

Bądź na bieżąco

Zapisz się na newsletter i otrzymuj raz w tygodniu wieści ze świata psów!

Zapisz się