17.05.2007
Pies i człowiek
psy.pl
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Pojechaliśmy do Indii, aby podziwiać dzikie zwierzęta. Do głowy nam nie przyszło, że finałem wyprawy będzie adopcja indyjskiego psa
fot. Shutterstock
Indie są dla Europejczyka niezwykle egzotyczne, pełne skrajności, kolorów, zapachów, różnych ludzi i różnych zwierząt. Z jednej strony kapiące bogactwem pałace, z drugiej – szałasolepianki stłoczone nad rynsztokiem. Tu pachnące przyprawy i bezkresne plantacje herbaty, tam sterty cuchnących śmieci, których nikt nie sprząta.
Do rezerwatu Periyar przylegają wioski, których mieszkańcy wypasają zwierzęta na terenie parku. Maleńkie koniki, bydło podobne do afrykańskich zebu i bawoły spędzają dzień na łąkach w pobliżu jeziora, a wieczorem wracają do wsi.
Pewnego razu zauważyliśmy stado bawołów i podobnego do dingo psa, który z zapałem zaganiał je w jedno miejsce. Choć w okolicy nie było śladu pasterza w ludzkiej postaci, przez cały dzień zapędzał je do niewidzialnego kręgu, którego granice wyznaczała jego wyobraźnia. Miał pełne łapy roboty, bo co chwilę któryś bawół usiłował się oddalić od grupy. Dopiero przed zachodem słońca pojawił się mężczyzna, który odprowadził zwierzęta do wsi. Pierwszy raz widziałam psa, który przez cały dzień bez wsparcia człowieka umiał sobie poradzić ze stadem. Indyjski dingo wzbudził naszą ogromną sympatię i chcemy wierzyć, że jest szczęśliwy.
W Indiach – jak wszędzie na świecie – psy dzielą los swoich opiekunów. Jeśli człowiek jest biedny, to i jego czworonogowi się nie przelewa. Po tamtejszych wioskach szczęśliwie przechadza się niewiele psów. Są chude i jak ludzie zmęczone upałem. Te, które spotkaliśmy, choć nie wyglądały jak pączki w maśle, nie robiły wrażenia zaszczutych ani nie były agresywne. Mam wrażenie, że Hindusi raczej nie okazują niechęci zwierzętom. Specjalnego zainteresowania – też nie.
Na trzy dni przed powrotem do domu postanowiliśmy spędzić noc nad oceanem, obserwując zwierzęta, które właśnie wtedy korzystają z plaży. Zapadł zmrok. Paweł zaczął się uganiać z aparatem fotograficznym za krabami, które wychynęły z kryjówek. Zdziwiłam się, gdy usłyszałam: „ktoś tu na ciebie czeka”, bo kraby umykają w kosmicznym tempie, oczekiwanie nie jest ich mocną stroną.
W piaskowej koleinie ujrzałam malutkiego szczeniaka. Wzięłam go na ręce, przytuliłam i poczułam, że oprócz niego trzymam w objęciach armię dużo mniejszych istot. Natychmiast oblazły mnie dziesiątki pcheł, wszołów i Bóg wie czego jeszcze. Brak jakichkolwiek preparatów przeciwpchelnych zmusił nas do wykazania się zręcznością. Po walce wręcz z krwiopijcami zaczęliśmy szukać miejsca, skąd suczka przywędrowała. Miała najwyżej miesiąc i powinna być przy matce. Dość szybko znalazł się człowiek, który stwierdził, że jest właścicielem małej i jej matki. Zabrał ją z dużym, ale – jak się potem okazało – udawanym zadowoleniem.
Nie minęła godzina, gdy pośród huku oceanicznych fal usłyszałam płacz. Myślałam, że to dziecko. Rozpaczliwe, rzewne zawodzenie dobywało się ze szczeliny w skałach otaczających plażę. To płakała nieszczęsna suczka, którą wdzięczny opiekun wrzucił między kamienie. Do dziś nie wiem, jak mi się udało wydostać ją ze szczeliny, w której z trudem mieściła się dłoń.
Nakarmiona mlekiem i jajkiem, zawinięta w moją chustkę psina zasnęła kamiennym snem. A my zastanawialiśmy się, co dalej. Wyjeżdżamy za dwa dni, nie zdążymy załatwić formalności związanych z podróżą zwierzaka. Lecimy liniami Emiratów Arabskich, które niechętnie goszczą na pokładzie samolotu nawet małe czworonogi, po drodze trzy przesiadki – tak mały piesek nie przeżyłby podróży. W końcu Paweł krzyknął: – Eureka! Znajdziemy kogoś, kto odpowiednio zmotywowany finansowo zaopiekuje się psem. On będzie przysyłał nam zdjęcia Kalkuty (tak nazwaliśmy suczkę), a my będziemy wypłacać mu pensję.
Nie szukaliśmy długo. Aneesh – recepcjonista z nadmorskiego hoteliku – zrobił interes życia. Dzięki psu znacznie podniesie swoją stopę życiową, a my możemy mieć nadzieję, że Kalkuta (Aneesh nazwał ją Julią) będzie jednym z lepiej utrzymanych psów w Indiach. Po zakończeniu pertraktacji o pensji motywacyjnej dla nowego opiekuna suczki odetchnęliśmy z ulgą.
Usiedliśmy nad brzegiem oceanu. Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Pawła. – Wiem, że marketing nie jest moją mocną stroną. Biznes też nie. Matematyka, którą pod naszą szerokością rozumiałem i lubiłem – zaczyna mi w tropikach szwankować. Dorotko, znasz się na psach, więc mi wyjaśnij – czy myśmy tę suczkę sprzedali, czy kupili?
Psy.pl to portalu tworzony przez specjalistów, ekspertów ale przede wszystkim przez miłośników zwierząt.
Zobacz powiązane artykuły
27.06.2025
Roboty w służbie adopcji. eufy wspiera domy tymczasowe i czworonogi w potrzebie
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
Technologia może zmieniać świat – nawet ten z sierścią, łapkami i historiami, które bolą. Marka eufy przekazała swoje roboty sprzątające domom adopcyjnym, by pomóc psom i kotom w najważniejszym etapie ich życia: drodze do domu.
undefined
24.06.2025
"Nie porzucaj, też mam uczucia!" - kolejna odsłona kampanii TOZ przeciwko porzuceniom
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
Wakacje to dla nas powód do radości, lecz dla zwierząt to często tragedia. Według danych Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce liczba porzuceń wzrasta wtedy aż o 30 procent! Dlatego w kolejnej odsłonie corocznej kampanii pod hasłem "Nie porzucaj, też mam uczucia!" TOZ apeluje o empatię. Przed wyjazdem na urlop zwierzęciu można i należy zapewnić opiekę!
undefined
13.06.2025
Zginęła ratując psa z torów. 42-letnia kobieta nie zdążyła przed nadjeżdżającym pociągiem
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
Miała tylko kilka sekund. Alicia Leonardi próbowała ściągnąć psa swojego byłego partnera z torów kolejowych. Nie zdążyła. Wypadek w stanie New Hampshire pokazuje, jak wielką cenę czasem płacimy za miłość do zwierząt.
undefined