25.09.2005
Wszystko zależy od podejścia
psy.pl
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Jak zwiększyć liczbę adopcji? - pytamy Ewę Kulik, szefową schroniska dla zwierząt w Wieluniu, w którym ponad 80 proc. psów znajduje nowych właścicieli
fot. Shutterstock
Ile psów z Waszego schroniska znalazło w tym roku nowy dom?
113 na 140 przyjętych.
Mieszkańcy Wielunia mają takie dobre serce?
Nie tylko Wielunia. Nasze psy mieszkają już m.in. w Warszawie, Gdańsku, Opolu, Poznaniu, cztery także w Niemczech. To dzięki naszej stronie internetowej (www.schronisko.wielun.pl) – każdy pies ma na niej swoją galerię zdjęć i szczegółowy, uaktualniany opis. Na naszym forum internetowym rozmawiają ludzie, którzy adoptowali psiaki, wirtualni opiekunowie naszych zwierząt. Poza tym ludziom podoba się nasze schronisko: każdy pies ma imię, a nie numer identyfikacyjny, każdemu poświęcamy dużo czasu, dzięki czemu większość naszych psów nie boi się ludzi. Znamy ich historie i charaktery. Nie mogłabym polecać do adopcji psów, których nie znam.
Jakie metody najskuteczniej zachęcają ludzi do adopcji?
W czasie roku szkolnego spotykamy się z młodzieżą, jeździmy z psami do szkół. Rozmawiamy o potrzebach zwierząt, zachęcamy do wolontariatu. Staram się zaszczepić miłość do zwierząt. W ten sposób trafiają do nas dziewczyny z gimnazjum, które później same przygarniają psy i zachęcają do tego innych. Prezentujemy się też na różnych imprezach masowych, np. ostatnio podczas Dni Wielunia. Pokazujemy, co robimy, jak działamy. Żeby przyciągnąć ludzi do naszego stoiska, zorganizowałam przejazdy bryczką i loterię fantową. Współpracujemy z lokalnymi mediami. Mówimy o pracy schroniska, opowiadamy o konkretnych psach, zachęcamy do odwiedzin i adopcji.
Nie obawia się Pani, że po takiej reklamie do schroniska trafią przypadkowe osoby?
Nigdy nie wydajemy psa osobie przypadkowej. Pytamy, w jakich warunkach pies będzie trzymany, czy ta osoba wcześniej miała psa, w jakich okolicznościach go straciła. Uprzedzam, że będziemy kontrolowali warunki, w jakich zamieszka pies. Wielu ludzi to odstrasza. Najwięcej zastrzeżeń budzi zapis w naszej umowie adopcyjnej, że psa nie wolno trzymać na łańcuchu. Jeśli komuś naprawdę zależy na adopcji, a nie ma odpowiednich warunków, to czekamy, aż je stworzy – wtedy jedziemy wszystko obejrzeć i dopiero wydajemy psiaka.
Kto kontroluje adoptujących?
Ja z pracownicami. Jeśli coś jest nie tak, natychmiast zabieramy psa. Odkąd prowadzę to schronisko (od stycznia 2004 r.), mieliśmy pięć takich przypadków. To niewielki odsetek naszych adopcji.
Ile kosztuje pies w Pani schronisku?
Nic. Nie mamy cennika, większość adoptujących wyjmuje jednak portfel, bo wiedzą, że dostają psa zaszczepionego, odrobaczonego, z obróżką przeciwpchelną.
Zwolennicy opłat za adopcje mówią, że gdy się za psa nie zapłaci, to się go potem nie szanuje…
To bzdura. Wszystko zależy od nastawienia człowieka. A czy zapłaci 100 zł, 20 zł, czy nic – to nie ma znaczenia. Jeśli widzimy, że ktoś nie jest do końca przekonany, nie oddajemy psa, zachęcamy, by się jeszcze zastanowił.
Kto powinien rozmawiać z osobami zainteresowanymi adopcją? Kierownik schroniska czy wolontariusz dobrze znający psa?
Pracownicy i wolontariusze informują mnie, gdy z którymś psem dzieje się coś złego. Prowadzimy zeszyty, w których opisujemy zachowania i upodobania zwierzaków. Wiem wszystko o tych zwierzętach. Inaczej nie mogłabym dać niepełnoletnim wolontariuszkom psów na spacer…
Gdyby do Pani schroniska trafił pies, który dotkliwie pogryzł człowieka, wydałaby go Pani do adopcji?
Nie. Mam w schronisku takie psiaki, np. Dinga, który nie nadaje się do kontaktu z żadnym człowiekiem. Takie psy mają tu dożywocie. W tej chwili na 60 przebywających u nas psów 5 czy 6 prawdopodobnie zostanie z nami na zawsze. Nie dopuszczam jednak myśli o ich uśpieniu.
Czy Pani metody dałoby się wprowadzić w typowym polskim schronisku – molochu?
Jestem o tym przekonana. Zresztą my też planujemy budowę nowego, dużego schroniska, gmina przeznaczyła już na nie 5 hektarów gruntu. Wszystko zależy od podejścia do zwierzaków i zamiłowania do pracy z nimi. Mnie praca na rzecz schroniska zajmuje 9-10 godzin dziennie, przyjeżdżam tu jeszcze wieczorem, po zamknięciu.
Co poradziłaby Pani osobom, które boją się przyjść do schroniska?
Tłumaczyłabym, że w schronisku staramy się dawać psom jak najwięcej miłości, że zawsze mają tu miskę z jedzeniem. Nikt im nie zrobi krzywdy, nie uderzy, nie potrąci ich samochód. Lepszy taki los, niż być zdanym na niepewną życzliwość przechodniów na ulicy. W kojcach widzi się smutne psiaki, ale często wystarczy wziąć takiego psa na spacer i on natychmiast nabiera chęci do życia…
Psy.pl to portalu tworzony przez specjalistów, ekspertów ale przede wszystkim przez miłośników zwierząt.
Polecane przez redakcję
Reklama
Zobacz powiązane artykuły
29.03.2024
Ważą się losy jamników. Władze w Niemczech rozpatrują projekt ustawy
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
Już wkrótce w Niemczech posiadanie jamnika może być zakazane. Obecnie niemieckie władze rozpatrują ustawę. Wprowadzenie takiego zakazu ma być powiązane z troską o dobro przedstawicieli tej rasy.
undefined
21.03.2024
Martwy pies na środku drogi. Z worka wystawała tylko głowa
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
W poniedziałek jeden z mieszkańców wsi Bandrów Narodowy w gminie Ustrzyki Dolne natrafił na martwego psa. Czworonóg znajdował się na środku drogi – jego ciało było zawinięte w worek.
undefined
15.03.2024
Recykling z sercem. Plecaki Glovo wspierają zwierzęta w schroniskach
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Dzięki współpracy między Glovo, Ubrania Do Oddania oraz Fundacji Splot Społeczny niepotrzebne już plecaki dostawcze zostają przerobione na maty dla psów i kotów przebywających w schroniskach.
undefined