09.02.2017
170 psów i kotów umierało w strasznych warunkach
Aleksandra Więcławska
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Psy i koty przetrzymywano w klatkach i skrzyniach. Siedziały zamknięte w nich miesiącami, nikt im nie sprzątał. Właściciele wyjmowali je tylko po to, by je sprzedać. Na oblepionych odchodami szczeniakach zarabiali nawet po 1500 zł.
fot. Facebook / Pogotowie dla Zwierząt
Kilka dni temu w tym strasznym miejscu interweniowała policja i stworzyszenie Pogotowie dla Zwierząt. Fetor odchodów był tak ogromny, że funkcjonariuszom trudno było nawet przeprowadzać interwencję.
Hodowla znajdowała się w miejscowości Dobrcz w województwie kujawsko-pomorskim. Hodowla, a nie – jak chciałoby się napisać – pseudohodowla, bo cały interes był legalny. Małżeństwo prowadzące ten intratny biznes zasiadało nawet we władzach stowarzyszenia, rejestrującego hodowle psów i kotów. Zwierzakom z podległych sobie hodowli (jak i oczywiście swojej) wystawiali certyfikaty potwierdzające rzekomą rasowość szczeniaków i kociaków.
Informacja o ogromnej ilości czworonogów przetrzymywanych w tak rażących warunkach dotarła do Pogotowia dla Zwierząt tydzień temu. Zgłosili się ludzie, którzy od małżeństwa „hodowców” kupili szczeniaki – chore, wychudzone, całe w odchodach. Widzieli, że w domu jednorodzinnym w Dobrczu małżeństwo przetrzymuje kilkadziesiąt psów małych ras.
Podejrzewali, że zwierzęta mogą być w złym stanie. Nikt się jednak nie spodziewał, że zwierząt może być tak dużo i że warunki, w jakich przebywają, są naprawdę zatrważające. Wszystkie 170 czworonogów trzymano w trzech pomieszczeniach, z których nigdy nie wychodziły, brodziły więc w swoich odchodach.
Na miejsce interwencji przyjechał też lekarz weterynarii. Oglądał każde zwierzę i oceniał jego stan zdrowia, który, jak można się spodziewać, był zazwyczaj bardzo zły. Niektóre szczeniaki były w stanie agonalnym.
Byłem w wielu hodowlach, zabierałem wiele zwierząt z jednego miejsca, ale tak makabrycznych warunków nie widziałem nigdy. Psami nikt się nie zajmował. Kotami zresztą też nie, niektóre zwierzęta umierały, leżąc w odchodach, odwodnione, bez pomocy lekarskiej – mówi Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt, nominowany do nagrody Serce dla Zwierząt w 2014 roku.
Z hodowli odebrano czworonogi – teoretycznie – rasowe, a w rzeczywistości w typie różnych ras. Były wśród nich: buldożki francuskie, yorki, maltańczyki, border collie, bulteriery, shih tzu oraz koty norweskie. Zwierzętom udzielono pomocy weterynaryjnej i lada dzień trafią do domów tymczasowych, w których będą czekać na zakończenie postępowania.
Na terenie gospodarstwa policjanci znaleźli też karton z martwymi szczeniakami, który zabezpieczyli jako dowód w sprawie.
Pogotowie dla Zwierząt zbiera środki na leczenie zwierząt, które – przy tak dużej liczbie chorych podopiecznych – będzie na pewno sporo kosztować.
Stowarzyszenie „Pogotowie dla Zwierząt”
Pl. Pocztowy 4/6, 64-980 Trzcianka
87 1020 3844 0000 1702 0048 1093
Z dopiskiem „Likwidacja fabryki psów”
PAYPAL [email protected]
YetiPay [email protected]
IBAN: PL87 1020 3844 0000 1702 0048 1093
SWIFT: BPKOPLPW
W całej sprawie naszą uwagę zwróciło coś jeszcze. Jak dowiadujemy się z fanpage’a Pogotowia dla Zwierząt, zgłosiło się już 3000 (!) osób chętnych adoptować zwierzaki z Dobrcza. Których, przypomnijmy, jest 170. Stowarzyszenie może więc wybierać i znaleźć tym skrzywdzonym fizycznie i psychicznie psom i kotom jak najlepsze domy, ale dlaczego, gdy domów szukają równie potrzebujące psy, tyle że kundelki, chętnych brak?
Nierzadko chodzi o kundelki w pełni zdrowe, zrównoważone, obyte w kontakcie z człowiekiem, które naprawdę wystarczy zaprosić do swojej rodziny i kochać. Z psami z Dobrcza przyszłych właścicieli czeka mnóstwo pracy, a także wysokie koszty leczenia, bo w takich warunkach nie mogły urodzić się zdrowe, pewne siebie pieski… Ale wyglądają jak rasowe, więc nie ma to znaczenia, wszyscy chcą je mieć.
Małżeństwu z Dobrcza za znęcanie się nad zwierzętami grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Certyfikowana trenerka psów (kurs ukończony w Centrum Kynologicznym Canid). Ukończyła też liczne kursy i uczestniczyła w kilkunastu seminariach z zakresu zachowania, żywienia i opieki nad psami.
Zobacz powiązane artykuły
09.04.2024
Bohaterowie nie zawsze noszą pelerynę. Poznajcie historię, która przywraca wiarę w ludzi
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
Sergio Florian, 44-letni maratończyk z Hawajów, często zachwyca się niezwykłymi widokami. Jednak to, co zobaczył podczas swojego treningu po górach O’ahu, było zaskakujące – nawet jak na jego standardy.
undefined
09.04.2024
„Dawno nie mieliśmy przypadku, w którym tak upodlono psa”. Pieski los na posesji wartej miliony
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Z pseudohodowli trafiła do prywatnego przytuliska, a później do wielkiego domu. Mogłoby się więc zdawać, że historia starszej suczki zakończyła się szczęśliwie. Nic bardziej mylnego.
undefined
31.03.2024
Taro i Jiro: niezwykła historia psów, które cudem przeżyły na krańcu świata
Ten tekst przeczytasz w 6 minut
Arktyka to najzimniejsze, najbardziej wietrzne i suche miejsce na ziemi. Ten najdalej wysunięty na południe kontynent zajmuje powierzchnię około 14 milionów kilometrów kwadratowych, z czego 98% pokrywa gruby lód. Mimo surowego klimatu i nieprzyjaznego środowiska od dziesięcioleci fascynuje i przyciąga naukowców i badaczy z całego świata. To właśnie tutaj w 1957 roku, w japońskiej stacji badawczej Syowa, miała miejsce jedna z najbardziej niezwykłych psich historii.
undefined