„Dopiero od kilku godzin tak leży”. Pies umierał w męczarniach, leżąc we własnych odchodach

Magdalena Olesińska

Magdalena Olesińska

Ten tekst przeczytasz w 2 minuty

Wolontariusze z Fundacji Viva! interweniowali w sprawie skrajnie zaniedbanego zwierzęcia. Pies umierał, leżąc we własnych odchodach. Wszystko to nie działo się na odludziu, a w Warszawie.

pies umierał, leżąc we własnych odchodach

fot. www.facebook.com/fundacjaviva

Skrajnie zaniedbany, wychudzony, pozostawiony na pastwę losu, leżąc w kałuży własnego moczu i odchodach, cierpiał w samotności. Kolejna historia, która nie powinna mieć miejsca, a jednak miała. Pies w typie owczarka niemieckiego umierał w męczarniach na terenie jednego z warszawskich zakładów kamieniarskich, leżąc we własnych odchodach.

Pies umierał, leżąc we własnych odchodach

W czwartek – 23 stycznia – psa zauważyła mieszkanka Warszawy, która wraz ze swoim pupilem spacerowała w parku Sowińskiego. Kobieta usłyszała przeraźliwe skomlenie, które zaprowadziło ją do zakładu kamieniarskiego znajdującego się nieopodal cmentarza przy ulicy Wolskiej. Natychmiast wezwała pomoc. Na miejsce udali się wolontariusze z Fundacji Międzynarodowego Ruchu na Rzecz Zwierząt Viva!.

Widok, jaki zastali pracownicy organizacji, był druzgocący. Skrajnie wychudzony i zaniedbany pies leżał w kałuży własnego moczu i odchodów. Nie miał siły, by wstać. Pies w typie owczarka niemieckiego leżał na boku i jedynie skomleniem mógł poinformować o swoim cierpieniu.

Kiedy weszłyśmy do kojca, fetor był taki, że trudno było opanować mdłości, a amoniak z zalegającego wszędzie moczu gryzł drogi oddechowe. Właściciel właściwie nie potrafił wytłumaczyć się z tego stanu psa, poza tym, że twierdził, że pies leżał tak od kilku godzin, co było oczywistą nieprawdą – relacjonuje Katarzyna Filipczuk, inspektor Fundacji Viva!.

„Dziś się położył”

Z wpisu pracowników Fundacji Viva!, który został opublikowany na oficjalnym fanpage’u na Facebooku, wynika, że pies ponoć „dziś się tak położył” – tak tłumaczył stan zwierzęcia jego właściciel. Twierdził, że zwierzęciu wcześniej nic szczególnego nie dolegało i jest już po prostu stary.

Konający pies został zabrany i niezwłocznie przewieziony do lecznicy weterynaryjnej, gdzie została mu udzielona fachowa pomoc. Lekarze weterynarii nie mieli wątpliwości, że stan zwierzęcia jest wynikiem długotrwałego zaniedbania. Pies był nie tylko wychudzony, ale miał też zapadnięte gałki oczne i brak czucia w lewych kończynach, na których leżał. Świadczy to o tym, że zwierzę przez długi czas było w stanie wegetatywnym. U czworonoga zdiagnozowano również zagrażającą życiu hipotermię.

Kiedy w lecznicy dostał kroplówki i trochę się ogrzał, zaczął pić tak łapczywie, że nie widziałam, żeby pies tak rzucał się na wodę. Obawiam się, że był tak skrajnie odwodniony z winy właściciela, który najprawdopodobniej zwyczajnie nie dawał mu wody i jedzenia, czym doprowadził do tego, że pies mógł nie przeżyć do wieczora – mówi Katarzyna Filipczuk, inspektor Fundacji Viva!.

Obecnie stan zwierzęcia jest ciężki, ale stabilny. Pies wciąż ma problemy z samodzielnym wstawaniem. Sprawa trafiła do odpowiednich organów ścigania.

źródła: www.facebook.com/fundacjaviva, wiadomosci.radiozet.pl | zdjęcie główne: www.facebook.com/fundacjaviva

Pierwsza publikacja: 26.04.2022

Podziel się tym artykułem:

Magdalena Olesińska

Zobacz powiązane artykuły

Bohaterowie nie zawsze noszą pelerynę. Poznajcie historię, która przywraca wiarę w ludzi

Ten tekst przeczytasz w 4 minuty

Sergio Florian, 44-letni maratończyk z Hawajów, często zachwyca się niezwykłymi widokami. Jednak to, co zobaczył podczas swojego treningu po górach O’ahu, było zaskakujące – nawet jak na jego standardy.

bohaterowie

undefined

„Dawno nie mieliśmy przypadku, w którym tak upodlono psa”. Pieski los na posesji wartej miliony

Ten tekst przeczytasz w 3 minuty

Z pseudohodowli trafiła do prywatnego przytuliska, a później do wielkiego domu. Mogłoby się więc zdawać, że historia starszej suczki zakończyła się szczęśliwie. Nic bardziej mylnego. 

Beza na opuszczonej posesji

undefined

Taro i Jiro: niezwykła historia psów, które cudem przeżyły na krańcu świata

Ten tekst przeczytasz w 6 minut

Arktyka to najzimniejsze, najbardziej wietrzne i suche miejsce na ziemi. Ten najdalej wysunięty na południe kontynent zajmuje powierzchnię około 14 milionów kilometrów kwadratowych, z czego 98% pokrywa gruby lód. Mimo surowego klimatu i nieprzyjaznego środowiska od dziesięcioleci fascynuje i przyciąga naukowców i badaczy z całego świata. To właśnie tutaj w 1957 roku, w japońskiej stacji badawczej Syowa, miała miejsce jedna z najbardziej niezwykłych psich historii.

taro i jiro

undefined

null

Bądź na bieżąco

Zapisz się na newsletter i otrzymuj raz w tygodniu wieści ze świata psów!

Zapisz się