Z radarem na amstafy – wywiad z Karoliną Pilarczyk

Paulina Król Redaktor Naczelna

Paulina Król

Ten tekst przeczytasz w 6 minut

Kto ją rozkłada na łopatki i co jej dały dwa dziabągi, wyznaje drifterka Karolina Pilarczyk.

Karolina Pilarczyk z psami

fot. Celestyna Król

Fragment wywiadu z magazynu „Mój Pies i Kot” nr 7(25)/2017. Z Karoliną Pilarczyk rozmawia Paulina Król.

Drifting to precyzyjna jazda poślizgami z określonymi punktami odniesienia wyznaczającymi oczekiwaną linię przejazdu. Potem liczy się prędkość i kąt wychylenia. Drifting podbija świat, bo to dyscyplina bardzo widowiskowa. Z motosportu wziął to, co najciekawsze dla widzów, czyli z jednej strony, poślizgi, a z drugiej – wypadki.

Zawodnicy z prędkością 160 km/h przejeżdżają na milimetry koło ścian i równolegle do siebie, czyli łatwo na siebie wpaść. Poziom ryzyka jest wysoki, ale Karolina to odważna i ambitna kobieta. Startuje na równi z mężczyznami. W zupełnie innej dziedzinie również nie ma sobie równych.

Amstafy Karoliny Pilarczyk

Drifting jest twoim życiem, jednak twarda perfekcjonistka to tylko jedno oblicze.

Cokolwiek robię, musi to być wykonane idealnie i tego oczekuję od innych. Ale kiedy w moim otoczeniu pojawiają się psy, to harda drifterka nagle staje się wrażliwą kobietą. Moi współpracownicy modlą się, żebym tylko nie trafiła na jakiegoś psa, bo wtedy już nic dla mnie nie istnieje.

Mam specjalny radar na amstafy i wypatrzę je z odległości kilometra. Wtedy rzucam wszystko i biegnę do piesiulka, żeby go wymiziać. W sporcie jestem konsekwentna do bólu, ale jak spojrzy na mnie pies, to jestem rozłożona na łopatki. Moje amstafy to wiedzą i wykorzystują na maksa.

W sporcie lubisz ryzyko, ale podejście do obcego psa też może być ryzykowne.

Amstafy znam doskonale, to psy bardzo pozytywne. Oczywiście nie rzucam się na każdego z nich. Zawsze pytam o pozwolenie, patrzę, czy opiekun jest uśmiechnięty, bo wtedy pies na pewno będzie miły dla ludzi. Nie zdarzyło mi się, by doszło do nieprzewidzianej sytuacji. Może mam w sobie tajemną energię, ale przede wszystkim jestem pewna siebie, a psy czują, jeśli ktoś się ich boi, i wtedy same stają się niepewne.

Zwykle najpierw daję się obwąchać i oswoić ze mną. Tyle lat przebywam z tymi zwierzętami, kocham je i nauczyłam się rozumieć ich język ciała.

Kobieta na torze w różowym samochodzie i dwa amstafy to łamanie stereotypów?

Staram się pokazać, że drifting jest sportem także dla kobiet. Nie potrzeba do tego siły fizycznej, mamy analityczne umysły, jesteśmy świetne, jeżeli chodzi o wielozadaniowość, a odwaga i ryzyko nie mają nic wspólnego z płcią. Trochę drażnimy się tym różowym kolorem i tą dziewczynką, która przychodzi w spódnicy i szpilkach i wszyscy myślą, że to hostessa, a ona zakłada kombinezon i jedzie na równi z facetami.

Na co dzień też poruszam się fuksjowym autem, takim barbie car z 6,2 litra pod maską. A jeśli chodzi o amstafy, to nie przypadek, bo wychowałam się z rottweilerami, które w tamtych czasach miały tak samo złą sławę jak dziś amstafy.

Karolina Pilarczyk z psami

W domu rodzinnym rezyduje już trzeci rottweiler.

Pierwszy był Buster, który żył 15 lat. Trafił do nas z hodowli przyjaciółki mamy. Wszyscy wokół mówili, że te psy zagryzają właścicieli, na co mama odpowiadała z uśmiechem: ja jakoś żyję! To był ogromny pies, wzbudzał i podziw, i strach. Kiedy z nim szłam jako kilkunastoletnia dziewczyna, to nawet podchmieleni skinheadzi omijali nas szerokim łukiem. Spał w moim łóżku, chociaż mama na to nie pozwalała, ale zawsze odczekał, aż położyła się spać.

Drugi, Ramzes, miał niestety dysplazję. Kupiłam go z ogłoszenia. Cóż, byłam młoda, nie wiedziałam, że tego się nie robi. W przeciwieństwie do Bustera nie szkoliliśmy go, mama postanowiła wychowywać go sama. Komunikowaliśmy się z nim pełnymi zdaniami. To był niezwykły pies. Kochał wszystkie zwierzęta i wszystkich ludzi. Kiedy myślę o dobroci, to uosobieniem tej dobroci był Ramzes. Jednym z uratowanych przeze mnie zwierzaków był kociak, którego mamę zabito. Był wielkości łapy Ramzesa. Kiedyś wszedł do jego miski z jedzeniem. Serce skoczyło mi do gardła.

A Ramzes usiadł, spojrzał tylko na kotka babrającego się w jedzeniu, potem na mamę, westchnął, jakby chciał powiedzieć: no weź tego kociaka, bo ja już chcę jeść. Byłyśmy wzruszone. Niestety zabiła go sepsa. Dla mamy to był potworny cios i zarzekała się, że już nie weźmie żadnego psa.

Jednak ty „napisałaś” dla mamy inny scenariusz.

Dowiedziałam się, że fundacja Rottka szuka pomocy dla czteromiesięcznej rottweilerki, która tak została skopana, że miała połamane kości miednicy i nóg. Wymagała natychmiastowej kosztownej operacji. Wytłumaczyłam mamie, że Ramzesa już nie wskrzesimy, a tu jest życie, które możemy uratować. Bez namysłu pojechałyśmy do Kartuz po pieska.

Naprawiłyśmy Wikulkę, która wyrosła na pięknego rottweilera i biega z moimi amstafami Boryskiem i Tequilą. Tequila to jej najlepsza przyjaciółka, przy niej nic innego nie istnieje. Kiedy gdzieś wyjeżdżam, zwierzaki zostają u mamy. Mają tam jak w raju. Po pobycie „u babci” zawsze muszę je odchudzać.

U mamy mieszka także ocalony przez ciebie kundelek.

W zeszłym roku Mariusz, wyjeżdżając do Poznania, zobaczył przy lesie zataczającą się amstafkę i towarzyszącego jej czarnego kundelka. Amstafka od razu podeszła i wtuliła się w niego, ale kundelek był dziki i uciekł. Przejęłam amstafkę i zaczęłam go szukać. Kiedy po piętnastym okrążeniu byłam już zrezygnowana, nagle się pojawił. Ciastkami wyłożyłam drogę do samochodu i udało mi się go zwabić.

Sunia Muka była postrzelona śrutem, miała pozrywane więzadła w kolanach. Wyleczyliśmy ją, szukając w międzyczasie dobrego domu, bo Tequila była o nią zazdrosna. Przez cały czas kundelek Kajtuś czuwał przy niej podczas leczenia. Ale jednocześnie był pieskiem, który odkrywał, co to jest ludzki dotyk. Na początku zamierał, o przytulaniu nie było mowy. Muce z fundacją AST znaleźliśmy wspaniałą opiekunkę w Słupsku, a o Kajtusia upomniała się… mama.

Miesiąc temu wyznała mi, że dałam jej niezwykłą miłość i szczęście. Kajtuś jest wpatrzony w mamę jak w obrazek, żaden pies aż tak jej nie kochał.

Karolina Pilarczyk

W swoim domu masz od lat dwa cudowne amstafy.

Wychowałam się w ogromnym szacunku dla zwierząt. Do dziś pająki wynoszę, a jeśli ktoś zabija przy mnie muchę, to mnie to irytuje. Dom bez zwierząt wydawał mi się pusty. W adopcji psa pomogła mi fundacja AST. Jak zobaczyłam tego ośmiomiesięcznego bąbla, to zwariowałam na jego punkcie. Przez pierwsze dni wydawał się głuchy. Ale był tylko sparaliżowany zmianą. Otoczyłam go miłością i gdy przekonał się, że jest bezpieczny, to nawiązała się między nami silna więź. Trener na szkoleniu stwierdził, że jeszcze nie spotkał tak wpatrzonego w opiekuna psa. W pracy nie mogłam się skupić, bo ciągle miałam przed sobą obraz jego smutnych oczu.

Borysek przewrócił moje życie do góry nogami, ale to „poświęcenie” nie ma znaczenia, gdy pies daje tyle miłości. Postanowiłam wziąć mu koleżankę, żeby nie zostawał sam. A ja potrzebowałam równowagi psychicznej, bo na punkcie Borysa miałam totalnego bzika.

Chciałam rozłożyć uczucia na dwa zwierzaki. Tequilę, która była diabłem wcielonym, przywiozłam z fundacji AST, kiedy miała cztery miesiące. Na początku Borys był trochę zazdrosny, gdy widział, jak ta mała zołza rozkochuje wszystkich w sobie. Z czasem cieszył się, że to on z nią zostaje i mogą się bawić do woli.

Czy są chwile, kiedy psy ci pomagają?

Miałam kiedyś bardzo zły okres. Wszystko mi się waliło: zawodowo, sportowo, prywatnie. Wracałam zdołowana z pracy, ale wystarczyło spojrzeć na psiaki, które były megaszczęśliwe, że mnie widzą. Nie było sposobu, żeby się nie uśmiechnąć. Wtedy uświadomiłam sobie, ile im zawdzięczam. Bo kiedy człowiek się uśmiecha, to znajdzie wyjście z najtrudniejszej sytuacji. Te dziabągi dawały mi siłę i wiarę, że będzie dobrze.

Karolina Pilarczyk – Królowa Europejskiego Driftingu, posiada licencję King of Europe, King of Asia, Polskiej Federacji Driftu; z zawodu jest informatykiem, ambasadorka fundacji AST ratującej teriery typu bull.

zdjęcie główne: Celestyna Król

Pierwsza publikacja: 26.04.2022

Podziel się tym artykułem:

Paulina Król Redaktor Naczelna
Paulina Król

Była redaktor naczelna portali PSY.PL i KOTY.PL. Szczęśliwa opiekunka dwóch wyżłów włoskich – Antosi i Pinokia – oraz papugi Karola.

Zobacz powiązane artykuły

27.10.2022

Dżek uratowany z Ukrainy został adoptowany przez Andrea Bocellego

Ten tekst przeczytasz w 2 minuty

Ranny podczas rosyjskiej okupacji pies Dżek niemal na zawsze pożegnał się ze słuchem. Na szczęście złe chwile już za nim. Czworonóg czuje się świetnie i - co najważniejsze - znalazł kochającą rodzinę. Adoptował go sam Andrea Bocelli!

Andrea Bocelli adoptował psa z Ukrainy

undefined

13.10.2022

Moda na "rasowe" kundelki trwa. Agata i Piotr Rubikowie pokazali nowego członka rodziny

Ten tekst przeczytasz w 3 minuty

Rodzina Agaty i Piotra Rubików powiększyła się! Celebryci postanowili, że szeregi ich rodziny zasili suczka o imieniu Coogee. Piesek, hybryda labradoodle, szybko wzbudził zachwyt, jak i wielkie kontrowersje.

Agata i Piotr Rubikowie kupili psa hybrydę

undefined

14.09.2022

Aktor najpierw kupił psa z przyciętymi uszami, potem go oddał. Teraz zachęca do podpisania petycji przeciwko kopiowaniu uszu psom

Ten tekst przeczytasz w 2 minuty

Aktor Joey Essex nie kupił dobermana, bo ten miał kopiowane uszy. PETA pochwaliła aktora za tę decyzję.

shutterstock_132605684.jpg

undefined

null

Bądź na bieżąco

Zapisz się na newsletter i otrzymuj raz w tygodniu wieści ze świata psów!

Zapisz się