10.12.2016
Choć nie mają nóg i łap, wygrali nowe życie
Magdalena Ciszewska
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Gdy Gill Dalley z tajlandzkiej organizacji Soi Dog Foundation weszła do gabinetu weterynaryjnego, wystarczyło jej jedno spojrzenie na okrutnie okaleczonego psa, by wiedziała, że są sobie przeznaczeni. Prawie roczny kundelek Cola prawdopodobnie czuł to samo. Co sprowadziło na Colę takie nieszczęście i jak doszło do tego, że Gill i Cola się spotkali?
fot. Soi Dog Foundation
Cola żył sobie spokojnie ze swoją starszą już opiekunką w Bangkoku w Tajlandii, ale ponieważ był młodym psem, energia go rozpierała i pewnego dnia, latem tego roku, przedostał się do ogrodu sąsiada i pogryzł jego buty. Choć opiekunka Coli zapłaciła za poniesione straty, sąsiad postanowił się zemścić. W nocy wkradł się na pobliskie podwórko i odciął psu przednie łapy maczetą.
Gdyby Coli nie znaleziono, z pewnością wykrwawiłby się na śmierć. Jedna łapa była całkowicie odcięta, a druga zwisała na kawałku skóry. Trafił do kliniki, gdzie opatrzono mu rany, a także przygotowano protezy.
To było przeznaczenie
O tym, co się stało, została powiadomiona organizacja Soi Dog Foundation, która zajmuje się bezdomnymi psami w Tajlandii. Jej siedziba znajduje się w miejscowości Phuket. Współzałożycielka Soi Dog Foundation Gill Dalley, gdy zobaczyła Colę, nie miała wątpliwości, że trzeba psu pomóc, ale nie miała też wątpliwości, że są sobie przeznaczeni i że doskonale wie, jak pomóc zwierzakowi, bo… sama ma amputowane nogi.
Jak do tego doszło? Gill, mieszkanka Leeds w Wielkiej Brytanii, przyjeżdżała wielokrotnie na wakacje do Tajlandii, a w 2003 roku postanowiła się tam przenieść na stałe wraz ze swym mężem Johnem. Miało to być spokojne życie na emeryturze. Nic z tego jednak. Nie przewidzieli, że będą tam pracować wielokrotnie ciężej niż w Wielkiej Brytanii.
Zaraz po przeniesieniu się do Phuket oboje zaangażowali się w pomoc bezdomnym i maltretowanym zwierzętom (takich przypadków jak Coli, czyli atakowania psów maczetą, jest tam podobno więcej). Ich organizacja Soi Dog Foundation wysterylizowała od tego czasu ponad 100 000 psów.
Ratuje psa, ale traci nogi
We wrześniu 2004 roku Gill i John mieli przewieźć znalezionego psa do weterynarza, ten im jednak uciekł na podmokły teren i Gill, wiedząc, że nie może go tak zostawić, podążyła za nim. Psa udało się złapać, ale kilka tygodni później Gill zaczęła chorować. Okazało się, że podczas próby ratowania zwierzaka do jej organizmu dostała się jakaś bardzo groźna bakteria.
Lekarze dawali Gill nikłe szanse na przeżycie, a jeśli nawet, to miała stracić ręce i nogi. Na szczęście przeżyła i straciła „tylko” nogi. Wkrótce po tym, gdy wyszła ze szpitala i poruszała się na wózku, w Tajlandię uderzyło tsunami.
Gill, choć sama niepełnosprawna, zaangażowała się w pomoc poranionym i osieroconym zwierzakom. Z czasem nauczyła się poruszać za pomocą protez. Dlatego, gdy zobaczyła Colę, wiedziała, że musi, i wiedziała, jak mu pomóc.
Z punktu widzenia osoby, która ma amputowane nogi, wiedziała, że protezy Coli nie są idealne.
Skontaktowałam się więc z Bengtem Soderbergiem, który robił moje protezy, i poprosiłam go o pomoc. Nigdy nie robił protez dla psów, ale stwierdził, że budowa anatomiczna nóg i łap niewiele się różni, i zrobił protezy dla Coli za darmo – mówiła Gill Dalley dziennikarzom portalu www.mirror.co.uk.
Nowe protezy są lżejsze i Coli dużo łatwiej się na nich poruszać (zobaczcie sami na filmiku poniżej), nie musiał się też do nich długo przyzwyczajać. Cola naprawdę miał szczęście w nieszczęściu, bo jego nowa opiekunka rozumie go w stu procentach, wie, kiedy jest zmęczony i trzeba już wracać ze spaceru, a także kiedy protezy mogą go już obcierać – przecież sama tego doświadcza.
Cola może robić teraz wszystko poza pływaniem i wskakiwaniem na sofę, gdy nie ma protez. Ale od czego ma taką wspaniałą opiekunkę? Na pewno mu pomoże!
Absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od 2005 roku sekretarz redakcji miesięcznika „Mój Pies”, a później także autorka tekstów na portalu PSY.PL. W dzieciństwie wychowywała się z suczką owczarka niemieckiego o imieniu Diana.
Zobacz powiązane artykuły
01.07.2025
Wakacje a porzucane psy – co roku przeżywamy ten sam dramat
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Są tacy, którzy z początkiem lata kupują walizkę. I tacy, którzy zostają przywiązani do drzewa. Dla tysięcy psów wakacje to nie odpoczynek – to moment, w którym ich życie się kończy. I to nie jest metafora.
undefined
24.06.2025
"Nie porzucaj, też mam uczucia!" - kolejna odsłona kampanii TOZ przeciwko porzuceniom
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
Wakacje to dla nas powód do radości, lecz dla zwierząt to często tragedia. Według danych Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce liczba porzuceń wzrasta wtedy aż o 30 procent! Dlatego w kolejnej odsłonie corocznej kampanii pod hasłem "Nie porzucaj, też mam uczucia!" TOZ apeluje o empatię. Przed wyjazdem na urlop zwierzęciu można i należy zapewnić opiekę!
undefined
17.06.2025
"Adopcja zaczyna się od zdrowia". Dlaczego tak wiele psów nie ma szans na nowy dom?
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
Adopcja to nie tylko gest serca. To także koszty leczenia. Jeśli opiekun pozna je wcześniej, rzadziej zrezygnuje. Dlatego w schronisku adopcja zaczyna się od troski o zdrowie – a firma Vet Agro stara się w tym pomóc.
undefined