Trwa walka o życie starszego owczarka. Proboszcz: „Myślałem, że mu przejdzie”

Magdalena Olesińska

Magdalena Olesińska

Ten tekst przeczytasz w 3 minuty

Wolontariusze fundacji Oleśnickie Bidy w jednej z parafii na Opolszczyźnie odebrali psa z ogromnym guzem na łapie. Zaniedbany owczarek należał do proboszcza.

Proboszcz zaniedbał owczarka niemieckiego

fot. Facebook/Oleśnickie Bidy

Mówi się, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Niestety chyba nie każdego. Ten czworonóg już coraz mniej przypominał przedstawiciela swojej rasy. Ponadto „pies się nie skarżył, że go boli”, więc skąd jego opiekun miał wiedzieć, że coś mu dolega?. Takie absurdalne tłumaczenie usłyszeli wolontariusze z fundacji Oleśnickie Bidy. To właśnie do nich dotarła informacja o tym, że proboszcz zaniedbał owczarka niemieckiego:

To pies księdza proboszcza. Cała wieś się księdza boi, bo to on decyduje, kto dostanie chrzest, komunię, komu udzieli pogrzebu. Niektórzy mówili księdzu, że chyba trzeba go zabrać do weterynarza, ale nic z tym nie zrobił. Pies ma guza widocznego od około roku – twierdził pewien znający sprawę mężczyzna.

Proboszcz zaniedbał owczarka niemieckiego

Po takiej informacji opatrzonej filmikiem, wolontariusze z fundacji nie zastanawiali się ani chwili i postanowili natychmiast pojechać we wskazane miejsce. Okazało się, że warunki, w jakich przebywał pies, nie były wcale takie złe, jednak to, co wzbudziło u nich niepokój, to guz wielkości pięści na tylnej łapie psa. Od razu można było dostrzec, że narośl „hodowana” była przez długi czas. W efekcie zaniedbania guz pękł, a z rany wydobywała się cuchnąca woń. Zwierzę poruszało się jedynie na trzech łapach, a chorą trzymało w górze.

Zaniedbany, cuchnący, z ogromnym guzem na jednej łapie i poruszający się tylko na trzech kończynach. Widok był poruszający – mówi wolontariuszka Mirela Batog.

Bohaterem interwencji fundacji Oleśnickie Bidy okazał się 8-letni owczarek niemiecki Max. Na pierwszy rzut oka nie brakowało mu niczego – miał piękną budę i dużą przestrzeń do biegania – jednak na tym jego „luksus” się kończył. Z wywiadu z księdzem okazało się, że pies nie miał zapewnionej opieki weterynaryjnej – ostatnie szczepienia miał na początku 2017 roku. Ze sprawozdania wolontariuszy dowiadujemy się, że proboszcz był niezadowolony, że ktoś z parafian na niego doniósł. Co więcej, wolontariusze pojawili się z interwencją nie w czasie – za 10 minut miał odprawiać mszę świętą. Wolontariusze spisali więc zrzeczenie się praw do psa, a resztę formalności dokończyli z gosposią proboszcza. Po wszystkim Max razem z działaczami organizacji opuścił plebanię:

Zakładamy Maxowi kaganiec – co wcale nie jest łatwe, bo jego futro jest grube, skołtunione, pełne starych warstw podszerstka, a smród z rany przyprawia nas o mdłości – mówi wolontariuszka fundacji Oleśnickie Bidy.

Walka nie o łapę, a o życie Maxa!

Max od razu trafił do Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt „Kątna”. Już ze wstępnej diagnozy było wiadomo, że łapy psa nie da się uratować, ponieważ narośl jest bardzo duża i zrośnięta z kością. Guz doprowadził też do potwornej anemii. Organizm zwierzęcia nie rozprowadza tlenu, zatem onek nie ma czym oddychać. Okazało się więc, że lekarze nie walczą jedynie o uratowanie łapy Maxa, ale o jego życie.

W sobotę, 24 listopada, odbyła się operacja Maxa. Z oficjalnego fanpage’a fundacji możemy dowiedzieć się, że:

Operacja trwała ponad 3 godziny, Max dostał również krew. Trzymajcie kciuki. Ten chłopak zasługuje na wszystko, co najlepsze! Max jest bardzo słaby, nadal pod wpływem działania znieczulenia, ponieważ miał słabe wyniki.

Pomoc dla Maxa

Na ratujemyzwierzaki.pl utworzono również zbiórkę dla Maxa. Wolontariusze poszukują dla psa nowego domu:

Może być to dom tymczasowy z opcją domu stałego lub tylko tymczasowy na okres operacji i rekonwalescencji.

Proboszcz zaniedbał owczarka niemieckiego, jednak nie pozostanie bez kary. Działacze z organizacji zapewnili, że zostanie złożone zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Ponadto dziennikarze z TVN24, którzy zainteresowali się tą sprawą, zapytali Archidiecezję Wrocławską, czy wobec księdza zostaną wyciągnięte jakiekolwiek konsekwencje.

Rzeczywiście, ksiądz proboszcz przyznał się do zaniedbania psa i popełnienia błędu. Stwierdził, że jest gotów ponieść konsekwencje prawne. My w związku z tym nie będziemy go karać po raz drugi. Jako kuria skontaktowaliśmy się z fundacją, która – poprawnie, swoją drogą – zareagowała na zgłoszenie. Będziemy partycypować w kosztach leczenia psa – zapewnił ks. Rafał Kowalski, rzecznik Archidiecezji Wrocławskiej.

I chociaż człowiek, w tym przypadku proboszcz, zaniedbał owczarka niemieckiego, to ta historia nie musiała skończyć się tak tragicznie. Psy polegają na nas, na swoich opiekuna. Wystarczyło wcześniej zainteresować się guzem na łapie Maxa i zabrać go do weterynarza, a być może amputacja nie byłaby koniecznością.

Życzymy Maxowi szybkiego powrotu do zdrowia i nowego, kochającego domu.

Źródło: www.facebook.com/ocabidy

Pierwsza publikacja: 26.04.2022

Podziel się tym artykułem:

Magdalena Olesińska

Zobacz powiązane artykuły

Bohaterowie nie zawsze noszą pelerynę. Poznajcie historię, która przywraca wiarę w ludzi

Ten tekst przeczytasz w 4 minuty

Sergio Florian, 44-letni maratończyk z Hawajów, często zachwyca się niezwykłymi widokami. Jednak to, co zobaczył podczas swojego treningu po górach O’ahu, było zaskakujące – nawet jak na jego standardy.

bohaterowie

undefined

„Dawno nie mieliśmy przypadku, w którym tak upodlono psa”. Pieski los na posesji wartej miliony

Ten tekst przeczytasz w 3 minuty

Z pseudohodowli trafiła do prywatnego przytuliska, a później do wielkiego domu. Mogłoby się więc zdawać, że historia starszej suczki zakończyła się szczęśliwie. Nic bardziej mylnego. 

Beza na opuszczonej posesji

undefined

Taro i Jiro: niezwykła historia psów, które cudem przeżyły na krańcu świata

Ten tekst przeczytasz w 6 minut

Arktyka to najzimniejsze, najbardziej wietrzne i suche miejsce na ziemi. Ten najdalej wysunięty na południe kontynent zajmuje powierzchnię około 14 milionów kilometrów kwadratowych, z czego 98% pokrywa gruby lód. Mimo surowego klimatu i nieprzyjaznego środowiska od dziesięcioleci fascynuje i przyciąga naukowców i badaczy z całego świata. To właśnie tutaj w 1957 roku, w japońskiej stacji badawczej Syowa, miała miejsce jedna z najbardziej niezwykłych psich historii.

taro i jiro

undefined

null

Bądź na bieżąco

Zapisz się na newsletter i otrzymuj raz w tygodniu wieści ze świata psów!

Zapisz się