Sejm zszedł na psy

Obie otóż, wprawdzie silnie dorosłe (ja, oczywiście, znacznie silniej) jesteśmy bezdzietne. Z tym, że ja jestem mężatką, a pani posłanka panną. I nie widzę w tym nic złego. Nigdy nie uważałam, że panna bez dziecka jest gorsza od panny z dzieckiem. Czy mężatki. Z dzieckiem lub bez.

Przedłużanie gatunku może być bowiem priorytetem, na pewno jest prawem, ale nie sadzę, żeby było obowiązkiem. Co do tego jednak, sądząc po płomiennych, a nierzadko szokujących wypowiedziach pani poseł, już się różnimy. Bo jej zdaniem związki, które nie pełnią funkcji prokreacyjnej i sprowadzają się „do jałowego użycia drugiego człowieka”, są nieużyteczne i niepotrzebne.

Po pierwsze nie trzymałabym się kurczowo tej myśli, a po drugie, kiedy myślę o tragicznych historiach małej Madzi czy Szymusia, zastanawiam się, czy te dzieci były „potrzebne” ich matkom? Poseł Bolesław Piecha (z zawodu lekarz) powiedział mi kiedyś w programie „Lis na żywo”, że dzieciobójstwo zawsze było, jest i będzie. I nic na to nie poradzimy.

Dlaczego więc o tym wszystkim piszę? W dodatku w tym miejscu?

Żeby sprytnie przejść do sprawy, która wiąże się z prokreacją. Ale niepotrzebną. I której, na szczęście, możemy zapobiegać. Sterylizując nasze psy. To jedyna metoda, żeby nie powiększać bezdomności zwierząt i nie mnożyć nieszczęść. I to by było na tyle.

A jeśli kogoś uraziłam, że tak mi się to skojarzyło, śpieszę donieść, że sama posłanka Pawłowicz powiedziała ostatnio reporterowi TVN24, że „Sejm zszedł na psy”.