Boisz się wizyty w schronisku? Marcin Dorociński przekonuje, że nie ma czego

author-avatar.svg

Aleksandra Więcławska

Ten tekst przeczytasz w 5 minut

Kilka dni temu mieliśmy przyjemność odwiedzić schronisko w Korabiewicach prowadzone przez fundację Viva! Akcja dla Zwierząt. Zastanawiacie się, dlaczego przyjemność i czy to nie pomyłka? No to przeczytajcie naszą relację z tej wizyty!

fot. Robert Prach (agencja WBF)

Po godzinnej podróży z centrum Warszawy wjeżdżamy do Korabiewic i zatrzymujemy się przy zielonym ogrodzeniu. Pod bramą około 20 samochodów. Nowszych, starszych, dużych i małych. My wysiadamy z busa, którym przyjechali ludzie z mediów i blogerzy. Przechodzimy przez bramę i już jesteśmy na terenie jednego z najbardziej znanych w Polsce schronisk, schroniska w Korabiewicach. Terenie ogromnym, bo powierzchnia Korabek (tak pieszczotliwie o tym miejscu mówi się nieoficjalnie) to 14 hektarów.

Pies w boksie

Schronisko od 2012 roku prowadzi fundacja Viva! Akcja dla Zwierząt, która kupiła wówczas (dzięki datkom od tysięcy darczyńców) cały ten teren wraz z przebywającymi w nim zwierzętami. A było ich około 500! Psy, konie, niedźwiedzie. Wcześniej przytulisko, a właściwie miejsce kaźni dla zwierząt, prowadziła niejaka Magdalena S., której po licznych interwencjach odebrano pozwolenie na prowadzenie takiej placówki.

Malowanie i spacerowanie

Ale wróćmy do naszej wycieczki. Po przejściu przez bramę dotarliśmy do budynku lecznicy, pod którą czekali już Frontmani z aktorem Marcinem Dorocińskim na czele. Frontmani, czyli wolontariusze, którzy w ramach akcji Frontmani dla Schronisk będą wspierać pracowników pięciu schronisk (tyle bierze udział w tym projekcie, a Korabki są jednym z nich) swoją pracą i wolnym czasem.

Wszystkich zebranych, a było nas kilkadziesiąt osób, przywitała szefowa schroniska Irena Kowalczyk i rozdzieliła zadania. Takie, jakie na co dzień wykonują pracownicy, a także jakie czekają na wolontariuszy – Frontmanów chętnych do pracy.

Budy stojące w bosie

Sprzątanie niewielkiego lasku, do którego psy wychodzą na spacery. Składanie i malowanie drewnianych domków, w których potem stawia się budy (takie domki dają psom ciepło w zimę, a w lato – tak potrzebny cień). Wychodzenie z psami na spacery (pracownicy starają się, by każdy pies wyszedł z boksu przynajmniej raz w tygodniu, i mimo że w Korabiewicach przebywa obecnie 160 psów, zwykle im się to udaje). Sprzątanie stajni i rozwożenie siana.

Rozdzielanie zadań w schronisku

Po rozdzieleniu zadań każdy przystąpił do pracy. Również Marcin Dorociński, któremu sława nie przeszkodziła sprzątać stajni czy zakraplać psów przeciwko pchłom i kleszczom. Z zapałem wykonywał powierzone zadania, podobnie jak wszyscy inni Frontmani.

Jak było, jak jest

Nas po schronisku oprowadziła Monika Bukowska, związana z Vivą i Korabiewicami od samego początku. Opowiadała wstrząsające historie o dramatycznych warunkach, jakie panowały tam przed 2012 rokiem – o psach, które z głodu się zagryzały, umierały w męczarniach, bo nikt ich nie leczył, w zimę zamarzały, a do tego bez kontroli rozmnażały się między sobą.

O dużej suczce w typie owczarka Luli, która w schronisku się urodziła, i choć ma już około 7 lat, nadal w nim przebywa. Mieszkała w boksie z dwoma innymi psami i była na samym dole hierarchii. Szczeniaki, które w kółko rodziła, silniejsze psy zjadały. Którego razu ktoś do jej boksu wrzucił szczenięta innej suki. Lula po raz pierwszy postawiła się większym kolegom i obroniła maluchy, a także sama je wykarmiła. Pieski szybko znalazły domy, Lula, choć kochana, bezproblemowa i prawdziwa bohaterka, nadal czeka w Korabkach na swojego człowieka.

O koniach, kozach, kurach, świniach i krowach, które w wyniku różnych interwencji znalazły się w schronisku i mają tam zapewnione życie już do końca. W dobrobycie, gdzie nikt nie będzie ich bił, głodził ani zjadał.

Lis

O lisach, którymi Monika się opiekuje i jako prawdopodobnie jedna z kilku osób w Polsce wie o nich tak wiele. Zostały uratowane z ferm futrzarskich, zastraszone i ledwo żywe. Na oczach niektórych z nich zabijano im kolejne szczeniaki (lisy na futra zabija się w wieku 10 miesięcy).

O psach agresywnych, o których Monika woli raczej mówić, że są trudne. Mają za sobą niesamowicie traumatyczne przeżycia, jak na przykład głodzenie i katowanie przez „właściciela”, który w ten sposób uczył swoje owczarki agresji. Te zwierzęta raczej nigdy nie opuszczą terenu Korabiewic, bo umieszczenie ich wśród ludzi jest zbyt dużym ryzykiem – tak zniszczoną mają psychikę. Ale przynajmniej mają tam zapewnione dobre, godne życie.

I o wielu jeszcze innych zwierzętach, których w Korabkach są przecież setki, a każde z nich ma swoją historię. Pracownicy oraz stali wolontariusze te historie znają, podobnie jak same psy, z którymi pracują, uczą je różnych zachowań i przygotowują do adopcji. Potrafią opowiedzieć o każdym z nich i komuś, kto pragnie adoptować psa, dopasować takiego czworonoga, który będzie pasował do trybu życia danej osoby. Bo nie ma nic gorszego dla takiego psa jak powrót z adopcji.

Po co to wszystko?

Atmosfera tego dnia była bardzo gorąca, choć pogoda nas nie rozpieszczała – chwilami padał deszcz, na moment wychodziło słońce, to znów robiło się zimno. Przez cały dzień przewiało nas solidnie, ale tam na miejscu nie miało to znaczenia. Tyle było emocji – i tych smutnych, związanych z opowieściami o przeżyciach zwierząt, i tych ogromnie pozytywnych.

Dorociński zakrapla psy

Nie ma bowiem większej radości, niż gdy odrobina twojego poświęcenia i kilka godzin wolnego czasu przekłada się na taką wdzięczność bezbronnych zwierząt. Które przecież niczym nie zasłużyły na okrucieństwo, jakie spotkało je ze strony człowieka. A ty możesz wziąć udział w odczarowaniu ich życia! To nic nie kosztuje, a daje prawdziwą satysfakcję. Niesamowicie jest się przejrzeć w oczach schroniskowego psa, któremu dałeś zaledwie spacer, a dla niego to jedna z kilku chwil w miesiącu, kiedy ma uwagę i dotyk człowieka.

Czy jest się czego bać, jadąc do schroniska? Nie ma, bo tak naprawdę człowiek może wszystko. Angażując się w pomoc pracownikom przytulisk, bierzemy udział w przywracaniu zwierzętom wiary w ludzi. Nawet z pozoru zwykłe sprzątanie boksów czy naprawianie bud to poprawa jakości życia czworonogów, których nikt dotąd nie chciał. A, powiedzmy to sobie szczerze, część z nich nigdy schroniska nie opuści.

Tabliczka - psy otyłe, nie dokarmiaj

No dobrze, powiecie, warto jechać do Korabiewic, bo to schronisko jest prowadzone wzorowo i zwierzęta mają w nim naprawdę dobrze. A co z innymi, w których budy się rozwalają, a za ogrodzenie służy kilka desek?

Inne schroniska mogą dążyć do ideału albo chociażby próbować. Wszystko zależy od nas samych. Czy chcesz poprawić los bezdomnych psów? Czy masz w sobie siłę, by zaangażować się w pracę położonego w twojej okolicy przytuliska? Czy chcesz zostać Frontmanem?

Pierwsza publikacja: 26.04.2022

Podziel się tym artykułem:

author-avatar.svg
Aleksandra Więcławska

Certyfikowana trenerka psów (kurs ukończony w Centrum Kynologicznym Canid). Ukończyła też liczne kursy i uczestniczyła w kilkunastu seminariach z zakresu zachowania, żywienia i opieki nad psami.

Zobacz powiązane artykuły

Bohaterowie nie zawsze noszą pelerynę. Poznajcie historię, która przywraca wiarę w ludzi

Ten tekst przeczytasz w 4 minuty

Sergio Florian, 44-letni maratończyk z Hawajów, często zachwyca się niezwykłymi widokami. Jednak to, co zobaczył podczas swojego treningu po górach O’ahu, było zaskakujące – nawet jak na jego standardy.

bohaterowie

undefined

„Dawno nie mieliśmy przypadku, w którym tak upodlono psa”. Pieski los na posesji wartej miliony

Ten tekst przeczytasz w 3 minuty

Z pseudohodowli trafiła do prywatnego przytuliska, a później do wielkiego domu. Mogłoby się więc zdawać, że historia starszej suczki zakończyła się szczęśliwie. Nic bardziej mylnego. 

Beza na opuszczonej posesji

undefined

Taro i Jiro: niezwykła historia psów, które cudem przeżyły na krańcu świata

Ten tekst przeczytasz w 6 minut

Arktyka to najzimniejsze, najbardziej wietrzne i suche miejsce na ziemi. Ten najdalej wysunięty na południe kontynent zajmuje powierzchnię około 14 milionów kilometrów kwadratowych, z czego 98% pokrywa gruby lód. Mimo surowego klimatu i nieprzyjaznego środowiska od dziesięcioleci fascynuje i przyciąga naukowców i badaczy z całego świata. To właśnie tutaj w 1957 roku, w japońskiej stacji badawczej Syowa, miała miejsce jedna z najbardziej niezwykłych psich historii.

taro i jiro

undefined

null

Bądź na bieżąco

Zapisz się na newsletter i otrzymuj raz w tygodniu wieści ze świata psów!

Zapisz się