24.04.2017
Boisz się wizyty w schronisku? Marcin Dorociński przekonuje, że nie ma czego
Aleksandra Więcławska
Ten tekst przeczytasz w 5 minut
Kilka dni temu mieliśmy przyjemność odwiedzić schronisko w Korabiewicach prowadzone przez fundację Viva! Akcja dla Zwierząt. Zastanawiacie się, dlaczego przyjemność i czy to nie pomyłka? No to przeczytajcie naszą relację z tej wizyty!
fot. Robert Prach (agencja WBF)
Po godzinnej podróży z centrum Warszawy wjeżdżamy do Korabiewic i zatrzymujemy się przy zielonym ogrodzeniu. Pod bramą około 20 samochodów. Nowszych, starszych, dużych i małych. My wysiadamy z busa, którym przyjechali ludzie z mediów i blogerzy. Przechodzimy przez bramę i już jesteśmy na terenie jednego z najbardziej znanych w Polsce schronisk, schroniska w Korabiewicach. Terenie ogromnym, bo powierzchnia Korabek (tak pieszczotliwie o tym miejscu mówi się nieoficjalnie) to 14 hektarów.
Schronisko od 2012 roku prowadzi fundacja Viva! Akcja dla Zwierząt, która kupiła wówczas (dzięki datkom od tysięcy darczyńców) cały ten teren wraz z przebywającymi w nim zwierzętami. A było ich około 500! Psy, konie, niedźwiedzie. Wcześniej przytulisko, a właściwie miejsce kaźni dla zwierząt, prowadziła niejaka Magdalena S., której po licznych interwencjach odebrano pozwolenie na prowadzenie takiej placówki.
Malowanie i spacerowanie
Ale wróćmy do naszej wycieczki. Po przejściu przez bramę dotarliśmy do budynku lecznicy, pod którą czekali już Frontmani z aktorem Marcinem Dorocińskim na czele. Frontmani, czyli wolontariusze, którzy w ramach akcji Frontmani dla Schronisk będą wspierać pracowników pięciu schronisk (tyle bierze udział w tym projekcie, a Korabki są jednym z nich) swoją pracą i wolnym czasem.
Wszystkich zebranych, a było nas kilkadziesiąt osób, przywitała szefowa schroniska Irena Kowalczyk i rozdzieliła zadania. Takie, jakie na co dzień wykonują pracownicy, a także jakie czekają na wolontariuszy – Frontmanów chętnych do pracy.
Sprzątanie niewielkiego lasku, do którego psy wychodzą na spacery. Składanie i malowanie drewnianych domków, w których potem stawia się budy (takie domki dają psom ciepło w zimę, a w lato – tak potrzebny cień). Wychodzenie z psami na spacery (pracownicy starają się, by każdy pies wyszedł z boksu przynajmniej raz w tygodniu, i mimo że w Korabiewicach przebywa obecnie 160 psów, zwykle im się to udaje). Sprzątanie stajni i rozwożenie siana.
Po rozdzieleniu zadań każdy przystąpił do pracy. Również Marcin Dorociński, któremu sława nie przeszkodziła sprzątać stajni czy zakraplać psów przeciwko pchłom i kleszczom. Z zapałem wykonywał powierzone zadania, podobnie jak wszyscy inni Frontmani.
Jak było, jak jest
Nas po schronisku oprowadziła Monika Bukowska, związana z Vivą i Korabiewicami od samego początku. Opowiadała wstrząsające historie o dramatycznych warunkach, jakie panowały tam przed 2012 rokiem – o psach, które z głodu się zagryzały, umierały w męczarniach, bo nikt ich nie leczył, w zimę zamarzały, a do tego bez kontroli rozmnażały się między sobą.
O dużej suczce w typie owczarka Luli, która w schronisku się urodziła, i choć ma już około 7 lat, nadal w nim przebywa. Mieszkała w boksie z dwoma innymi psami i była na samym dole hierarchii. Szczeniaki, które w kółko rodziła, silniejsze psy zjadały. Którego razu ktoś do jej boksu wrzucił szczenięta innej suki. Lula po raz pierwszy postawiła się większym kolegom i obroniła maluchy, a także sama je wykarmiła. Pieski szybko znalazły domy, Lula, choć kochana, bezproblemowa i prawdziwa bohaterka, nadal czeka w Korabkach na swojego człowieka.
O koniach, kozach, kurach, świniach i krowach, które w wyniku różnych interwencji znalazły się w schronisku i mają tam zapewnione życie już do końca. W dobrobycie, gdzie nikt nie będzie ich bił, głodził ani zjadał.
O lisach, którymi Monika się opiekuje i jako prawdopodobnie jedna z kilku osób w Polsce wie o nich tak wiele. Zostały uratowane z ferm futrzarskich, zastraszone i ledwo żywe. Na oczach niektórych z nich zabijano im kolejne szczeniaki (lisy na futra zabija się w wieku 10 miesięcy).
O psach agresywnych, o których Monika woli raczej mówić, że są trudne. Mają za sobą niesamowicie traumatyczne przeżycia, jak na przykład głodzenie i katowanie przez „właściciela”, który w ten sposób uczył swoje owczarki agresji. Te zwierzęta raczej nigdy nie opuszczą terenu Korabiewic, bo umieszczenie ich wśród ludzi jest zbyt dużym ryzykiem – tak zniszczoną mają psychikę. Ale przynajmniej mają tam zapewnione dobre, godne życie.
I o wielu jeszcze innych zwierzętach, których w Korabkach są przecież setki, a każde z nich ma swoją historię. Pracownicy oraz stali wolontariusze te historie znają, podobnie jak same psy, z którymi pracują, uczą je różnych zachowań i przygotowują do adopcji. Potrafią opowiedzieć o każdym z nich i komuś, kto pragnie adoptować psa, dopasować takiego czworonoga, który będzie pasował do trybu życia danej osoby. Bo nie ma nic gorszego dla takiego psa jak powrót z adopcji.
Po co to wszystko?
Atmosfera tego dnia była bardzo gorąca, choć pogoda nas nie rozpieszczała – chwilami padał deszcz, na moment wychodziło słońce, to znów robiło się zimno. Przez cały dzień przewiało nas solidnie, ale tam na miejscu nie miało to znaczenia. Tyle było emocji – i tych smutnych, związanych z opowieściami o przeżyciach zwierząt, i tych ogromnie pozytywnych.
Nie ma bowiem większej radości, niż gdy odrobina twojego poświęcenia i kilka godzin wolnego czasu przekłada się na taką wdzięczność bezbronnych zwierząt. Które przecież niczym nie zasłużyły na okrucieństwo, jakie spotkało je ze strony człowieka. A ty możesz wziąć udział w odczarowaniu ich życia! To nic nie kosztuje, a daje prawdziwą satysfakcję. Niesamowicie jest się przejrzeć w oczach schroniskowego psa, któremu dałeś zaledwie spacer, a dla niego to jedna z kilku chwil w miesiącu, kiedy ma uwagę i dotyk człowieka.
Czy jest się czego bać, jadąc do schroniska? Nie ma, bo tak naprawdę człowiek może wszystko. Angażując się w pomoc pracownikom przytulisk, bierzemy udział w przywracaniu zwierzętom wiary w ludzi. Nawet z pozoru zwykłe sprzątanie boksów czy naprawianie bud to poprawa jakości życia czworonogów, których nikt dotąd nie chciał. A, powiedzmy to sobie szczerze, część z nich nigdy schroniska nie opuści.
No dobrze, powiecie, warto jechać do Korabiewic, bo to schronisko jest prowadzone wzorowo i zwierzęta mają w nim naprawdę dobrze. A co z innymi, w których budy się rozwalają, a za ogrodzenie służy kilka desek?
Inne schroniska mogą dążyć do ideału albo chociażby próbować. Wszystko zależy od nas samych. Czy chcesz poprawić los bezdomnych psów? Czy masz w sobie siłę, by zaangażować się w pracę położonego w twojej okolicy przytuliska? Czy chcesz zostać Frontmanem?
Certyfikowana trenerka psów (kurs ukończony w Centrum Kynologicznym Canid). Ukończyła też liczne kursy i uczestniczyła w kilkunastu seminariach z zakresu zachowania, żywienia i opieki nad psami.
Zobacz powiązane artykuły
26.11.2024
Czy agresywny pies już nigdy się nie zmieni? To zależy od ciebie!
Ten tekst przeczytasz w 7 minut
Ugryzł, więc jest niebezpieczny? Czy agresywny pies już zawsze powinien być traktowany jak groźne, nieobliczalne zwierzę? Oto prawdziwe historie, które pokazują, że nawet gryzący pies może stać się miłym czworonogiem!
undefined
14.10.2024
Pimpek – historia psa z padaczką, który wciąż czeka na dom
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
W 2023 roku do Fundacji dla Szczeniąt Judyta zgłosiła się Magda, wolontariuszka Szlachetnej Paczki, pomagająca starszej pani i jej niepełnosprawnemu synowi, poruszającemu się na wózku inwalidzkim. Od dłuższego czasu bezskutecznie szukała nowego domu dla Pimpka: „Szukamy osoby lub rodziny, która jest gotowa dać mu miłość i dbałość, jakiej potrzebuje”.
undefined
10.10.2024
Gdzie zgłaszać bezdomne lub znalezione na ulicy psy?
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
Porzucenia zwierząt nadal zdarzają się bardzo często. Dowiedz się, gdzie zgłaszać bezdomne psy lub takie zwierzęta, które wyraźnie nie mają opiekuna i wymagają pomocy. Zadbaj o nie, aby nie stała się im krzywda!
undefined